Z Tobą chcę oglądać świat

Wiele uwagi poświęcamy na dyskusje o tym, czy i jak bardzo powinniśmy iść na kompromisy w związku. Nie chodzi tylko o wspólne niepicie z alkoholikiem, który postanowił żyć trzeźwo. Chodzi o wszystkie inne aspekty życia, gdzie dwie osoby próbują tworzyć wspólną przestrzeń, wspólny świat.

Na myśl przychodzi mi piosenka Zbigniewa Wodeckiego. Dla mnie to jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości i budowaniu życia we dwoje. Prosta, czysta, niosąca to, co najważniejsze: obecność. Nie deklaracje, nie manifesty. Po prostu obecność.

Gdy Ty i ja – jakie to jest piękne.

Znam przykłady związków (nawet w mojej rodzinie), gdzie partnerzy spisują na kartkach deklaracje ustępstw i postanowień. “Ja centymetr w lewo, Ty pół centymetra w prawo i pół centymetra w tył”. Wszystko musi być idealnie sprawiedliwe. Tak jakby ktoś panicznie się bał, że da z siebie za dużo w stosunku do tego, co dostanie. Wszystko zmierzone, zważone. Zadekretowane.

Tylko… czy tu jest jeszcze miłość? Czy to nie jest już tylko handel wymienny?

Miłość to nie bazar, gdzie handluje się kompromisami. To nie jest wymiana swojego “ja” w zamian za coś. To budowanie nowego życia. Takiego, gdzie “ja” zamienia się w “Ty i ja”, a później w “my”.

Jeśli zaczynasz kalkulować, czy “opłaca Ci się” zrezygnować z czegoś dla ukochanej osoby, to warto zapytać: czy to na pewno jest ta ukochana osoba? Jeśli szukasz czegoś “w zamian” – to czy naprawdę jesteś w relacji opartej na miłości, czy może w kontrakcie z partnerem biznesowym?

Bo dla mnie zapłatą nie jest żaden barter. Zapłatą jest to spojrzenie ukochanej. Ta iskra w jej oku, kiedy patrzy. Ten uśmiech, którego nie daje nikomu innemu. Ten świat, który znamy tylko my. Ta miłość, która jest wyjątkowa.

W czym cały jest ambaras?

Żeby dwoje chciało naraz.

Bo możemy chcieć “Ty i ja”. Możemy chcieć “my”. Ale co wtedy, jeśli ta druga osoba nadal funkcjonuje w trybie: najpierw “ja”, potem – może – “Ty”?

Związek to nie jest dołączenie do czyjegoś życia jako dodatek. To stworzenie nowego świata z dwóch istniejących. Świata, który nie powiela tych starych, tylko z nich wyrasta.

Ale jeśli druga osoba nie chce budować czegoś wspólnego, tylko mówi “wejdź do mojego świata i żyj w nim według moich reguł”, to nie będzie związku. Będzie współlokacja emocji. Przetrwanie.

Piękne słowa a twarde realia

Pewnie teraz ktoś pomyśli: “Piękne słowa, ale życie to nie bajka. Mam dzieci, kredyt, pracę, problemy zdrowotne. Nie ma kiedy ‘oglądać świata’. Trzeba przetrwać.”

I to prawda. 80% związków funkcjonuje na zasadzie przetrwania. Ale jest też te 20%.

Znasz choćby jeden taki związek? Gdzie ludzie – mimo codziennych trudności – nie zapomnieli, że są razem? Gdzie związek nie wygasł z braku uwagi?

To nie przypadek. To wybór. I to nie raz – tylko każdego dnia.

O związek trzeba dbać cały czas. Nie możemy po 10 latach odpuścić i zgodzić się na to, by po prostu trwać. To jak z dietą – przestajesz dbać, to tyjesz. Przestajesz dbać o trzeźwość – pijesz. Przestajesz dbać o relację – tracisz ją. Nie możesz się zagapić.

Związek to nie roślina, którą podlewasz na początku, a potem liczysz, że będzie rosnąć sama. To nie samochód, który wystarczy raz zatankować.

Kompromis nie boli, jeśli wiesz, że po drugiej stronie jest ktoś, kto też czasem ustępuje – nie z przymusu, ale z miłości.

Ale prawdziwego związku nie zbuduje jedna osoba. Niezależnie jak bardzo się stara. Bo kiedy Ty wolisz góry, a partner morze, i nikt nie chce słyszeć o wspólnym rozwiązaniu – zaczyna się samotność we dwoje.

Nie można być w związku jedną nogą, a drugą w swoim świecie. Bo wtedy to tylko wspólne życie, nie wspólny świat. A to ogromna różnica.

A może się da?

Nie wychodź z założenia, że się nie da. Gdybym ja stwierdził, że “się nie da”, to nie wiem gdzie bym był dzisiaj.

A jestem tutaj.

Bo wielkie zmiany rodzą się w ciszy. W konsekwencji. Trzeba tylko zacząć. Zrobić krok. I przede wszystkim chcieć żyć – a nie tylko trwać.

Najgorzej to nie robić nic i czekać, aż “samo się ułoży”. Ale się nie ułoży. Zgodnie z prawem Murphy’ego: rzeczy pozostawione samym sobie zmieniają się ze złych na gorsze. I to niestety prawda. W relacji, tak jak w życiu, potrzebny jest ruch. Potrzebne są decyzje. Potrzebna jest intencja.

Czy to znaczy, że mam stracić siebie?

Nie. Masz być sobą. Mieć swoje pasje, znajomych, swoje sprawy, swoją przestrzeń. Ale nie możesz żyć w pełni osobno, jeśli jesteś z kimś naprawdę.

Wasz świat ma być centrum. Nie dodatkiem do Twojego życia. Nie możesz być z kimś tylko w wolnych chwilach.

Związek to nie klatka. Ale to też nie wolna amerykanka.

A co jeśli on nie chce?

Nie zmienisz go. Jeśli nie chce, to znaczy, że nie dorósł emocjonalnie do relacji. Może traktuje Cię jako opcję, tło dla swojego życia. Kogoś, kto jest wtedy, gdy pasuje.

I tak się dzieje w wielu związkach.

Co wtedy zrobić? Przede wszystkim – nie tracić siebie. Nie oddawać się całkowicie w imię przetrwania. Jeśli nie jesteś w stanie zbudować wspólnego świata z kimś, to zbuduj swój własny. I oprzyj go na innych filarach niż tylko relacja. Na pasji, na przyjaźniach, na sobie.

Niektórzy nie mogą odejść z relacji – bo są dzieci, bo są zobowiązania, bo życie nie pozwala. Ale nawet wtedy możesz budować własne przestrzenie, w których czujesz się sobą. Możesz przestać być wyłącznie dodatkiem do czyjegoś świata. Możesz tworzyć własny.

I nie wmawiaj sobie, że nic się nie da.

Bo to, czy się da – nie zależy od świata. Zależy od Ciebie.

Wystarczy być.

Dla kogoś, z kim chcesz oglądać świat, nie ma znaczenia, czy dziś są góry, a jutro morze. Bo nie chodzi o kierunek. Chodzi o to, kto idzie obok.

Bo ja wolę iść na spacer w deszczu, jeśli idzie ze mną ktoś, kto mnie widzi – niż siedzieć sam w słońcu.

Bo ja nie chcę przetrwać życia.

Ja chcę oglądać świat.

Podziel się:

Więcej wpisów

Pieczęć EBN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emocje Bez Nałogu