“Tell me something, boy. Aren’t you tired tryin’ to fill that void?”

„Powiedz mi coś, chłopcze. Nie jesteś zmęczony próbami wypełnienia tej pustki?”

Są filmy, które nie kończą się wraz z napisami. Zostają w nas, wracają, przypominają o rzeczach, których czasem nie chcemy pamiętać. “Narodziny gwiazdy” (“A Star Is Born”) to nie tylko historia o miłości i talencie. To opowieść o walce – zarówno tej zewnętrznej, jak i tej najtrudniejszej, toczonej w samotności, w swojej własnej głowie. O tym, jak łatwo się zgubić i jak trudno znaleźć drogę powrotną.

Jackson Maine był na szczycie, ale wewnętrznie rozpadał się każdego dnia. Alkohol, presja, przeszłość, której nie potrafił udźwignąć. Spotkał Ally – kobietę, która zobaczyła w nim coś więcej niż upadającą gwiazdę. Kogoś, kto miał w sobie siłę, choć sam już w nią nie wierzył.

To nie była historia o tym, jak jedna osoba naprawia drugą. To była historia o tym, jak czasem jedno spojrzenie, jedno zdanie, jedna obecność mogą zatrzymać kogoś na krawędzi.

Ja też kiedyś stałem na swojej krawędzi.

Gdy ktoś podaje Ci rękę

Nie wiem, ile osób oglądających ten film widziało w nim fragmenty swojego życia. Ja zobaczyłem tam wiele.

Wiem, co to znaczy być w miejscu, z którego wydaje się, że nie ma wyjścia. Wiem, jak alkohol daje złudzenie ucieczki, jak maskuje ból, który wcale nie znika – tylko czeka, aż przestaniesz go zagłuszać.

Ale wiem też, co to znaczy, gdy ktoś podaje Ci rękę w momencie, gdy sam nie wiesz, czy jesteś w stanie iść dalej.

W życiu nie zawsze dostajemy gotowe rozwiązania ani ludzi, którzy nas uratują. Ale czasem, w najmniej oczekiwanym momencie, pojawia się ktoś, kto nie musi mówić wiele – wystarczy, że jest. Że nie ocenia, nie zmusza, nie zostawia. To nie znaczy, że rozwiąże nasze problemy. Ale może być tym jednym światłem, które w ciemności pozwala dostrzec drogę.

Nie zawsze miłość wystarczy, by kogoś uratować. Ale czasem wystarczy, by na chwilę zatrzymać upadek.

Czy jeśli coś się kończy, to znaczy, że było nie potrzebne?

W “Narodziny gwiazdy” nie dostajemy hollywoodzkiego zakończenia. Nie ma cudownego happy endu, w którym miłość rozwiązuje wszystkie problemy. Jest za to rzeczywistość – trudna, bolesna, pełna złych decyzji, strachu i bezsilności.

Jackson i Ally kochali się, ale to nie wystarczyło, by ich historia potoczyła się inaczej.

I to każe mi się zastanawiać: czy jeśli coś się kończy, to znaczy, że nigdy nie miało wartości?

W życiu wiele rzeczy jest chwilowych. Ludzie przychodzą i odchodzą. Relacje się zmieniają. Ale są emocje, które zostają na zawsze.

Druga szansa – czy to wybór?

W filmie bohaterowie dostają drugą szansę – na miłość, na odnalezienie siebie, na nowy początek. Ale czy zawsze potrafimy ją wykorzystać?

Życie rzadko daje nam idealne warunki do naprawienia błędów. Najczęściej druga szansa to nie coś, co po prostu się zdarza – to decyzja. Decyzja, by zawalczyć. By spróbować jeszcze raz.

Ale druga szansa to nie tylko kwestia tego, czy ją dostajemy. To również pytanie: czy jesteśmy gotowi ją przyjąć?

Bo czasem ktoś nam ją daje, ale my już nie potrafimy jej wziąć. Bo strach, bo duma, bo przekonanie, że to już nie ma sensu.

Ja dostałem drugą szansę. Ale nie od losu. Od siebie samego.

Zrozumiałem, że jeśli chcę zmiany, to ona musi zacząć się we mnie. Nie od niej, nie od świata, nie od jakiegoś cudownego zbiegu okoliczności – ale ode mnie.

Nie wiem, ile w życiu dostajemy prawdziwych szans – takich, które zmieniają wszystko. Ale jeśli jeszcze kiedyś stanę przed tą najważniejszą, zrobię wszystko, by jej nie zmarnować.

Bo czasem jedyne, czego pragniemy, to uciec od powierzchowności i zanurzyć się w coś prawdziwego. W miejsce, gdzie kończy się płytka woda, a zaczyna głębia.

“Narodziny gwiazdy” to film o miłości, o upadkach i o tym, jak trudno czasem znaleźć drogę powrotną. Ale jest też o czymś jeszcze – o decyzjach. Bo niezależnie od tego, jakie mamy demony, jak trudna była nasza przeszłość, jak wiele błędów popełniliśmy – to my decydujemy, jak skończy się nasza historia.

Ja swoją nadal piszę. I wiem jedno – tym razem nie pozwolę, by ktoś inny napisał ją za mnie.

 

 

Podziel się:

Więcej wpisów

Pieczęć EBN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emocje Bez Nałogu