Skok do pięknego życia

Są takie momenty w życiu, kiedy stajesz na krawędzi. Za plecami masz wszystko, co znane – schematy, które trzymają w miejscu, ograniczenia, w które wierzyłeś całe życie. Przed sobą – niewiadomą. Nie wiesz, co będzie dalej, ale czujesz, że jeśli się nie odważysz, zostaniesz w tym samym miejscu do końca życia.

Wielu ludzi boi się skoczyć. Boją się, że spadną, że stracą grunt pod nogami, że nie będzie odwrotu. Ale to właśnie strach jest największym kłamcą – wmawia Ci, że bezpieczniej jest stać w miejscu, nawet jeśli to miejsce Cię niszczy.

Ja kiedyś stałem na takiej krawędzi.

Kiedyś…

Byłem w schemacie, który wydawał się nie do ruszenia. Zasypiałem i budziłem się w tym samym życiu, które mi nie odpowiadało. Pijąc, oszukując siebie, że tak musi być. Patrzyłem w lustro i widziałem kogoś, kto już nawet nie marzył o czymś innym. Wygodne kłamstwo mówiło: „Nie masz wyboru”.

Ale wtedy stało się coś, czego nie planowałem. Iskra.

Spotkałem kogoś, kto pokazał mi, że mogę chcieć więcej. Kogoś, przy kim poczułem, że mogę być kimś więcej, niż sądziłem. I to była pierwsza cegła, która runęła w murze, który sam wokół siebie zbudowałem.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że czeka mnie skok, który zmieni wszystko.

Zmiana, której się nie spodziewałem

Ludzie myślą, że zmiana przychodzi nagle. Że pewnego dnia budzisz się i po prostu jesteś nową wersją siebie. To bzdura. Zmiana to proces, który najpierw rozpieprza Cię na kawałki.

Musiałem upaść. Musiałem zobaczyć siebie w najgorszym stanie, żeby zrozumieć, że jeśli nie zrobię nic, moje życie będzie jednym wielkim dryfowaniem bez celu. Alkohol. Waga. Poczucie, że jestem nikim.

Ale podjąłem decyzję.

I skoczyłem.

Co było po skoku?

Nie było ulgi.

Nie było radości, euforii ani tego filmu motywacyjnego, który obiecuje, że po podjęciu decyzji o zmianie wszystko nagle się układa.

Był ból. Ogromny ból.

Bo skakanie ze schematów nie jest jak lot w poduszkę z piór – to raczej skok z klifu w nieznane, bez pewności, czy masz spadochron.

Myślałem, że rzucenie alkoholu to była najtrudniejsza część.

Nie była. Najgorsze zaczęło się później.

Bo nagle zostajesz sam ze sobą. Z myślami, których nie można już zagłuszyć. Ze świadomością, jak wiele błędów się popełniło, ile osób się skrzywdziło. Z pustką, której alkohol już nie wypełnia. Z emocjami, które wracają jak fala i walą z całą siłą w człowieka, który przez lata nie nauczył się z nimi radzić.

To jest moment, w którym wielu ludzi wraca. Bo tak, picie niszczy. Ale trzeźwość bez narzędzi do życia boli jeszcze bardziej.

Stanąć przed lustrem

Kiedy już się rozsypiesz, nie wystarczy zebrać kawałków i udawać, że nic się nie stało. Trzeba podnieść każdy z nich, obejrzeć go, zrozumieć, zaakceptować.

To boli najbardziej.

Stanąć przed lustrem i spojrzeć na siebie bez iluzji. Bez usprawiedliwień. Bez odwracania wzroku.

Zobaczyć kim naprawdę jesteś. I dopiero wtedy – zacząć składać siebie na nowo.

Nie każdy skoczy

Patrzę na ludzi wokół i widzę, jak stoją na swojej krawędzi. Widzę tych, którzy latami się wahają, a potem już nie mają siły, żeby nawet myśleć o zmianie. Widzę tych, którzy raz skoczyli, ale cofnęli się w połowie, bo strach był większy niż pragnienie nowego życia.

Wiem, że nie mogę nikogo zmusić do skoku.

Ale mogę powiedzieć jedno – jeśli czekasz na znak, to on sam nie nadejdzie.

Bo życie w schemacie to nie życie. To egzystencja.

A życie zaczyna się tam, gdzie boisz się najbardziej.

 

Podziel się:

Więcej wpisów

Pieczęć EBN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emocje Bez Nałogu