Dzisiaj kolejny tekst anonimowej osoby – kontynuacja wpisu “Czy nastąpi ten przełom“.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią – możesz to zrobić anonimowo, przez formularz: Podziel się swoją historią.
👉 Poniżej publikuję pełny tekst autora:
Pisząc ten tekst po dwóch miesiącach od ostatniego wpisu nie mam pojęcia czy on już nastąpił, czy dopiero nastąpi. Nie umiem go też zdefiniować. Pod względem ekonomicznym dalej jest podobnie – pracuję aktualnie przy zwierzętach dzień przy dniu, nie mogąc liczyć nawet na wolne w dni świąteczne. Myślę jednak dziś, że słowo to nie ma aż tak ekonomicznego znaczenia. Z mojej obecnej perspektywy to (póki co) zmiana sposobu myślenia…
Jestem „zły” i… dobrze mi z tym
Od dziecka, a raczej wieku nastoletniego byłem kimś kto odchodził od „rodzinnych schematów” i nie żył wedle „ściśle określonych norm”. Można mnie śmiało było nazwać swego rodzaju „buntownikiem”, czy „czarną owcą”. Oczywiście wśród najbliższych budziło to niezadowolenie. Byłem więc „złym dzieckiem”, „złym człowiekiem”, a z czasem nawet „najgorszą patologią”.
Długi czas te przymioty budziły we mnie agresję. Ubolewałem nad brakiem akceptacji, nad tym, że nie umiem się „wpisać” w rodzinę i społeczeństwo. Dziś wiem, że to co sam w pewnym momencie zaczynałem traktować jako wadę, było w zasadzie… zaletą. „Bunt”, trwający nieprzerwanie od czasów nastoletnich, stworzył człowieka, który twardo potrafi postawić na swoim. I może (a nawet na pewno) nie jestem typem „ciepłym” i „rodzinnym”, ale na pewno kimś kto ma swoje zdanie. Nie boi się też go głośno wypowiedzieć. Ostatnio w sklepie jeden gość nazwał mnie „czarną owcą” w mojej rodzinie. Kilka lat wstecz albo wyszedłbym z tego sklepu, albo od razu „walił” gościa w pysk. Ale teraz wypiąłem pierś, jakbym chciał z dumą wykrzyczeć „tak, jestem czarną owcą”…
Siła z niedostatku…
Jako młody chłopak wyjechałem do dużego miasta. Nie chciałem się uczyć, tylko – jako dziecko polskiej wsi – pragnąłem zasmakować życia. To życie jednak nie było „wyłożone czerwonymi dywanami”. Przeciwnie. Szybko poznałem smak biedy. Przez krótki czas pozbawiony pracy, a następnie zarabiający naprawdę marne grosze, nie chcąc nikogo prosić o pomoc, zacząłem uczyć się kombinować. Zarobkowało się w różny sposób – zbierało złom, kosiło trawniki u ludzi, wyrywało chwasty w ogrodzie, etc. Była to prawdziwa „szkoła życia”, która pomogła również w trudnych okresach po powrocie w rodzinne strony.
Był czas, że wstydziłem się tych ciężkich okresów, nie opowiadałem o nich zbyt chętnie. Dziś wiem, że i one ukształtowały mój charakter i podejście do życia. Na dobrą sprawę dzięki nim wiem, że w każdej sytuacji jestem w stanie sobie poradzić…
„Zło” to też doświadczenie…
Picie alkoholu towarzyszyło mi jakoś od 16 roku życia. Zajmując z czasem pewną „niszę” w społeczeństwie zacząłem obracać się w „nieciekawym” towarzystwie. Zresztą od czasów małoletnich coś „imponowało” mi w różnych osobach bezdomnych, recydywie i tego typu ludziach. Do dziś nie jestem w stanie określić co. Wracając do tematu tego „nieciekawego” towarzystwa to właśnie wśród takich osób przebywało się bardzo często. Rządziło tam rzecz jasna „prawo silniejszego”. Z początku byłem tam swego rodzaju „chłopcem na posyłki”, który to przyniesie flaszkę ze sklepu, a jak będzie okazja to można go będzie naciągnąć lub okraść. Dopiero później, nabierając trochę tężyzny fizycznej, jak i cwaniactwa życiowego wyrobiłem sobie „szacunek”. I o ile inni musieli mieć się na baczności, o tyle ja na wszelkiego rodzaju melinach mogłem spać spokojnie. W zasadzie większość nie odważyłaby się mnie okraść!
W początkach trzeźwości żałowałem „złej opinii” wlekącej się za mną, czy tego, że zamiast próbować ułożyć sobie życie ja piłem wódkę w chatach z powybijanymi szybami w oknach czy na jakichś ogródkach działkowych. Obecnie traktuję ten czas jako… potrzebny! To właśnie tam „narodził się” człowiek nie bojący się nikogo i niczego. Bo przecież w „tamtym świecie” musiałeś być silny…
Izolacja – czy z tego też będzie korzyść?…
Jak pisałem w pierwszym artykule, trzeźwość przyniosła pewnego rodzaju „izolację” społeczną. Po latach „krzykliwego” picia wrócił człowiek wycofany i mało komunikatywny. Pozbawiony zresztą nawet dawnych zainteresowań. W tych już ponad czterech latach nie picia przeważały okresy, że telefon w ogóle nie dzwonił, a w weekendy człowiek nie miał do kogo się odezwać. Jeszcze niedawno próbowałem desperacko przerwać ten „zamknięty krąg”. Szukałem kontaktu zarówno z dawnymi znajomymi, jak i nowym towarzystwem. I ludzie znów… zawiedli! Właśnie Ci „uśmiechnięci” i „porządni” okazali się bardziej zakłamani niż osoby z którymi niegdyś nadużywałem alkoholu. Zza czczymi obietnicami załatwienia pracy i dzięki temu poprawy życia kryła się szydera, za każdym moim sprzeciwem wobec kłamstw oskarżenia, że „to moja wina”, że „mam ciężki charakter”, itp.
Dziś nie szukam już z nimi relacji. Nie potrzebuję ich kłamstw. Byli kolejną „nauką”, że za często „porządnymi” obywatelami, zadowolonymi i korzystającymi z życia (pisali dla przykładu takie slogany „baw się, tańcz, żyj” – nie mając pojęcia co przeszedłem i że nie wszyscy ludzie pojmują świat tylko „pozytywnie”), kryję się często większe k*****wo i zakłamanie niż zza najgorszymi pijakami i złodziejami. Po tamtych, tam na melinie przynajmniej wiesz czego się spodziewać. Tu niespełnione obietnice i fałsz kryję się zza ładnymi ubraniami i uśmiechami. W ostatnim czasie skupiłem się więc na sobie, na zarabianiu pieniędzy, sporcie, codziennym życiu…
Skupiony na sobie…
W pierwszym artykule pisałem, że „aktualnie stoję na rozdrożu”. Liczyłem wówczas na zaufanie pewnej osoby, jednocześnie nie wiedząc co będzie dalej. Dziś podchodzę do tych spraw zupełnie inaczej. Nigdy nie umiałem się nikogo o nic prosić, było to dla mnie upokarzające. I choć pewne sprawy bolą, to w tym wypadku pozostanę „wierny” swoim zasadom. Skupiłem się więc na sobie. Przestałem postrzegać siebie jako środowisko „patologiczne”, przestałem desperacko szukać kontaktu z innymi ludźmi, rozpamiętywać trudną przeszłość jako coś złego – choć o pewnych sprawach nie potrafię do końca zapomnieć, przejmować się, że rodzina nie zaprasza mnie na imprezy, etc. I pozostaje tylko pytanie – czy to właśnie jest ten przełom?…
Anonim.
2 Responses
Ludzie poza systemem są inni i zanim poznają swoją prawdziwą , silną i unikalną osobowowość to najpierw muszą przejść przez życiowe piekło. Wszystko jest doświadczeniem , nawet sytuacja w której ratując się potrzebujesz miłości i wsparcia , odnajdujesz ukochaną osobę i co ? Zostaje złamane serce . To chyba jeden z ostatnich etapów na tym poligonie . Grunt jest już czysty i nowy , teraz można tu stworzyć całkowicie nowego człowieka. Jest cały w bliznach , ale już w krótce zacznie szokować. Nie jest jak stado baranów i temu zawsze będzie niewygodny . Odnajdzie sposoby na rany w małych , prostych rzeczach, których zwykły człowiek niejest w stanie dostrzec.
W obliczu niezrozumienia uciekamy w wiele sposobów komunikacji , dobieramy sobie jedynie towarzystwo giętkie i chętne na przyjęcie nas w takim obrazie , jakim jesteśmy .
Popadamy w różne skrajności , próby zwrócenia czymkolwiek uwagi , żeby poczuć się ważnym , akceptowanym lub godnym miłości . Też tak miałam , byłam wychowywana bez wzorca ojca , zawsze brakowało mi tej energii , która wnosi pewien pułap bycia niedoskonałą czy też słabą . Co prawda nigdy nie uciekałam w alkohol , w takim stopniu jak go dzisiaj pożytkuje . Stąd rozumiem , sposób uśmierzania bólu , wyparcia , chęci narzucania czegokolwiek siłą . Pragnę dziś powtórzyć , że jeśli był w moim życiu taki etap , gdzie wymyślałam sobie mistyczna miłość , bezgraniczne poświęcenie , słabość wobec zagubionej duszy , to dziś kategorycznie namawiam na wyjście z każdego nałogu .
Siłą , wrzaskiem a nawet potępieniem , bo nikt nie uzna nas za sprawców własnego szczęścia . Proszę sobie wbić do głowy , nikt nie uwierzy i nie stworzy świata , miłości ani radości na kolejne lata . Mówiąc w skrócie , wiele osób chce zasilić się energią , siłą albo naszym wariantem spostrzeganie świata . Zakładam , że ten o którym mi chodziło po głowie , jest albo zajęty albo innej orientacji , mając wgląd w co weszłam i co czytam . Stąd nie spieszę i zaczekam , aż ktoś nie będzie się bał scyzoryka w słowie a zobaczy mnie w innym przekroju . Takim co wie , jaki przydział czynić powinna kobieta , bez żadnej złej woli , na pograniczu praw i obowiązków .
A mężczyzny jedynym nałogiem będzie otwartość , co nie czyni go słabym ani wyrzutkiem , będzie mówił co go boli .
Zazwyczaj alkohol nie wymaże ani nie rozwiąże powstałych historii , a może tylko zamknąć na rozmowę , wskutek wyobrażeń lub potworów .
Niczego więcej nie podpowiem w tej kwestii , znam tylko swoje odczucia .
Najważniejszy mężczyzna nie uznał mnie za żadną istotną osobę , żeby chcieć mnie czegoś nauczyć . Dbał tylko o względy mamuni aby mieć ujście energii , nawet po rozwodzie , pytał tylko o nią .
Proszę nie uciekać w alkohol , mamy siłę na wzrost , na uwagę , powinniśmy tak mocno uwierzyć w swój kapitał , żeby czuć się zaspokojonym i pełnym .
Należy mieć pasję , bo ona przyciąga i pomaga wciąż się uczyć o podobnej wrażliwości i swoich granicach i pięknie ludzkiej duszy .
Pomimo , że nie czuję się współzależna z tym światem , zwyczajnie rani i nie podaje powodów do szczęścia , to proszę dbać o zdrowie i własne wnętrze .
Dusza Panu podpowie , ona ma siłę bezgraniczną i niczego się nie boi , żadnej przeszłości . Widzi człowieka doskonałego , choć upadającego wskutek doświadczeń .
Proszę , wierzyć i widzieć się jako cudo .
Pozdrawiam 🙂