“Na święta to możesz”

Za kilka dni święta, co skłania mnie do przemyśleń na temat mechanizmów, które rządzą naszymi umysłami w kontekście kodowania pewnych schematów.

„Na święta to przecież może się napić” – to święty graal osób uzależnionych oraz współuzależnionych. Nie pamiętam, ile razy słyszałem stwierdzenie: „Na co dzień ma nie pić, ale na święta to przecież nikt mu nie będzie zabraniał”.

Ciche przyzwolenia

Jednym z najbardziej destrukcyjnych schematów, które działały na mnie w okresie picia, były ciche przyzwolenia. W domu, w pracy, w relacjach. Dużo osób wiedziało, że piję. Ale tylko nieliczni mieli odwagę powiedzieć wprost: „Stary, robisz źle”.
Imprezy ze znajomymi – alkohol. Święta – alkohol. Mecz – alkohol.

Jak to działa na alkoholika? Utwierdza go to w przekonaniu: „Nie jest tak źle. Co prawda mam ciągi i zjazdy, ale przecież nic nie mówią… a niektórzy nawet piją ze mną, więc… chyba nie jestem jeszcze na dnie”.

Moja najbliższa osoba przez długi czas tolerowała moje picie – zarówno to jawne, jak i to potajemne. I to mnie utwierdzało w przekonaniu, że wszystko jest ok. Że nie robię niczego złego. Dopiero kiedy twardo powiedziała: „Mam dość Twoich buteleczek”, coś pękło. Do dzisiaj pamiętam te słowa. To było jak uderzenie młotem w głowę. Przecież było ok. To już nie jestem ok?

Dopiero wtedy zaczęły się poważne zmiany. Bo zmiana zaczyna się wtedy, kiedy sam sobie powiesz, że nie jesteś ok z tym, co robisz.

Nie możesz udawać, że wszystko jest w porządku

Nie da się budować zdrowej relacji z osobą pijącą, jednocześnie przymykając oko na jej zachowanie. I nie chodzi tu o ocenianie – chodzi o bardzo konkretny mechanizm, który działa w głowie alkoholika.

Jeśli prowadzisz dyskusje z nim, gdy jest nietrzeźwy, jeśli odbierasz telefon i próbujesz wtedy “pomóc” – to, nawet jeśli masz najlepsze intencje, właśnie wtedy wspierasz jego picie.

Znam to z każdej strony. Sam pisałem po alkoholu. Rozmawiałem z osobą, która nie miała siły mi powiedzieć „nie”. I choć dziś wiem, że wtedy potrzebowałem właśnie tej odmowy, to wtedy ta obecność dawała mi sygnał: „Mogę pić i mieć z Tobą kontakt”.

Znasz te sceny? Ktoś odbiera telefon od pijanej osoby. Ktoś próbuje tłumaczyć. Ktoś podaje rosół, bo „przecież pije od rana na pusty żołądek”. Ktoś pomaga wejść do łóżka, bo “przecież nie może spać na podłodze”.

A to nic nie zmienia – poza jednym: cementuje schemat. Daje zielone światło. Nie ratujesz wtedy nikogo. Nie jesteś bohaterem. Jesteś nieświadomym wspólnikiem.

Jeśli naprawdę chcesz pomóc, musisz być nieobecny, kiedy pije. I nie z zemsty. Z miłości. Bo wtedy dajesz najważniejszy komunikat: „Jestem przy Tobie wtedy, gdy jesteś trzeźwy. Kiedy pijesz – nie ma mnie”.

To trudne, ale skuteczne. Bo w tej ciszy po odmowie, w tej samotności, zaczyna się prawdziwa refleksja. To właśnie wtedy może paść pytanie: „Dlaczego jestem sam? Może jednak coś jest nie tak?”

Wypij jednego i wystarczy

To jedno z najczęstszych stwierdzeń. Nawet pod niektórymi wpisami na blogu pojawiają się komentarze, że trzeba po prostu „pić z głową”, że przecież można dwa drinki i wystarczy.

Nie – nie można. Nie u alkoholika.

Kiedyś byłem na etapie „niepijący alkoholik” i też miałem ten moment: „Dobra, nie piłem długo, mam kontrolę. To już nie problem”. I oczywiście nie muszę pisać, jak wielkim błędem było sięganie po „jednego”. Osoba uzależniona – nawet po latach abstynencji – nigdy nie wróci do kontrolowanego picia.

Mimo że dziś jestem w miejscu, gdzie „nie piję, bo to nie moje życie”, to wiem, że gdybym wypił jedno piwo do obiadu, to skończyłbym picie w następny dzień w południe. Znam te mechanizmy w moim mózgu. One nie znikają. One są jak wypalone ścieżki w układzie scalonym – nie da się ich cofnąć.

Jak działa mózg alkoholika?

Po pierwszym łyku uruchamia się układ nagrody – dopamina. Strumień przyjemności, ulgi, spokoju. Ale u mnie ten strumień to nie delikatny zefirek – to tsunami. Mózg dostaje sygnał: „Zadziałało. Chcę więcej”.

Wtedy wchodzi ciało migdałowate – centrum emocji i impulsów. To ono pamięta, że alkohol kiedyś dawał ulgę, siłę i redukował stres. Nie analizuje, nie waży. Po prostu mówi: „Zrób to. Teraz.”

U zdrowego człowieka decyzje podejmuje kora przedczołowa – rozsądek, planowanie, ocena ryzyka. To ona planuje, ocenia ryzyko i mówi „stop”. I u ludzi zdrowych to zadziała poprawnie. Ale u mnie – kiedy już leci dopamina i uruchomi się ciało migdałowate, to ta kora jest jak ktoś, kto próbuje przekrzyczeć trybunę pełną kiboli. Nie ma szans.

I wtedy nie ma już „jednego piwa”. Jest pięć. Potem coś mocniejszego. Potem butelka. A w kolejnym dniu kac i pytanie: „Jak znowu mogłem to zrobić?”

Nie piję z Tobą

Wielu pyta: „Skoro mój bliski nie pije, to czy ja też powinienem?”
Nie ma jednej odpowiedzi.

Ale wiem jedno – kiedy moja najbliższa osoba zdecydowała, że nie pije ze mną, to zmieniło wszystko. Nie piła nawet wtedy, kiedy się nie widzieliśmy. To było jak wspólny front. Świat, który tworzyliśmy tylko we dwoje. Świat, w którym ja nie byłem sam. To cementuje. Daje siłę. I pokazuje: „Jestem z Tobą. Naprawdę.”

Ale jeśli ktoś czuje, że to poświęcenie, to nie powinien tego robić. Bo jeśli kiedyś się wycofa, to dla tej osoby uzależnionej będzie to jak zdrada. Zostaje uczucie: „Jednak wybiera życie i znajomych, z którymi może pić. A ze mną już nie może. I dlatego nie chce.” Zostaje odrzucenie. To jak zabieranie dziecku wspólnej zabawy w środku gry i powiedzenie: „Wiesz co, tak naprawdę to nigdy tego nie lubiłem.” To boli. I zostaje.

Na dzisiaj nie potrafię sobie odpowiedzieć, czy niepicie z kimś to ogromne poświęcenie, czy nie. Bo jestem po tej drugiej stronie. Ale wyobrażam sobie sytuację, że najbliższa mi osoba nie może jeść cukru. I ja dołączam do niej – nie z przymusu, nie z poczucia obowiązku, tylko z miłości. Bo to nasz wspólny świat. A tak na prawdę przy okazji sam robię coś dobrego dla siebie.
To nie musi być rezygnacja. To może być wspólna decyzja o czymś nowym, zdrowszym, ważniejszym. Wspólnym.

Nie chodzi o to, żeby ktoś się poświęcał. Nie chodzi o to, żeby narzucać sobie zakazy i nakazy. Chodzi o świadomy wybór. Chodzi o decyzję: “Wybieram być z Tobą w tej drodze. Nie dlatego, że muszę. Dlatego, że chcę. Bo budujemy coś, co jest nasze.” Jeśli nie chcesz tego robić – w porządku. Masz do tego prawo. Ale jeśli zdecydujesz się iść wspólnie – to nie rezygnujesz z siebie. Tworzysz razem coś, co ma sens.

Nie uruchamiaj tego, co on próbuje wyciszyć

Najgorsze, co możesz zrobić, to pić przy kimś, kto właśnie wychodzi z nałogu. Nie musisz mu nic mówić – wystarczy, że usiądziesz przy stole z kieliszkiem. Albo wrócisz z imprezy w dobrym humorze po dwóch drinkach. Albo opowiesz, że było świetnie, bo „wszyscy się trochę napili”.

Dla Ciebie to nic. Dla niego to sygnał: „Ty masz swoje życie – to, w którym jest alkohol, śmiech, towarzystwo, luz. A ja jestem obok. Z problemem. Sam.”

To uruchamia wszystko. Zapach. Rytuał. Szklanka. Sam dźwięk otwieranej butelki. To są rzeczy, które dla Ciebie są neutralne, a dla niego mogą być początkiem końca. Bo jego mózg zna te obrazy. Kojarzy je z nagrodą. I chce do nich wrócić – nawet jeśli on sam nie chce.

Jeśli naprawdę Ci zależy – nie pij przy nim. Nie opowiadaj o tym, jak było fajnie „po dwóch winach”. Nie twórz osobnych światów. Bo jego świat się właśnie buduje. Od zera.

I jeśli Ty jesteś w tym świecie – to bądź naprawdę.

Nie musisz pić mniej. Po prostu pij gdzie indziej. Nie wtedy. Nie przy nim. Nie wtedy, kiedy on próbuje zbudować siebie na nowo. To robi różnicę większą, niż Ci się wydaje.

Nie chodzi o to, że nie mogę. Ja po prostu nie chcę.

Dziś nie mam problemu być obok osób pijących. Za chwilę święta – zjazdy rodzinne, znajomi, toast za toastem. Ale jestem blisko decyzji, że to jedne z ostatnich świąt w takim towarzystwie. Bo wiem, że nie chcę tak spędzać czasu. To nie mój świat.

Nie chcę świata, w którym „dobry wieczór” to ten, w którym wszyscy mają drinka w ręce. Nie chcę ludzi, którzy potrzebują lampki wina, żeby dobrze się ze mną bawić. Wolę ludzi, którzy cenią mnie bez promili.
Ostatnio byłem na spotkaniu służbowym w… winiarni. Kameralne, kilka osób. Jako jedyny nie piłem. Powiedziałem: „Nie piję. Bo nie chcę.” I wiesz co? Nic się nie stało.

Wesołych świąt

Życzę Ci spokojnych świąt. Takich, w których dopamina rodzi się z emocji, obecności, zrozumienia i wspólnoty – a nie z wódki, wina i piwa.

Pamiętaj – nie pijesz nie dlatego, że nie możesz. Tylko dlatego, że nie chcesz.
A to ogromna różnica.

Bo mimo że droga bywa kręta, świat jest nadal piękny. Czasem wystarczy tylko spojrzeć na niego inaczej.
Tak jak w piosence “Suddenly I See”.

Podziel się:

Więcej wpisów

Parkrun i uczucia

Kilka dni temu poszedłem pierwszy raz na Parkrun. Nie znałem tam nikogo. Wszedłem pomiędzy ludzi – nowe twarze, grupa, gwar, wspólna aktywność. I jak zawsze

Czytaj więcej »
Pieczęć EBN

4 Responses

  1. Wspaniały tekst. Jak napisany dla mnie. Bardzo Ci za niego dziękuję i wierzę, że po raz pierwszy od lat dam radę spędzić święta bez alkoholu.

  2. Czytam Twój tekst i jakbym siebie widziała tyle mogłabym napisać Dziękuję za te i inne słowa Pozdrawiam serdecznie

  3. Dzięki za przemyślenia. Wiele z nich dotyczy i mnie jako, iż trzeźwieję od dwóch lat. Wspomniałeś o bardzo ważnej rzeczy – mogę się napić, ale nie chcę. To ogromna różnica. Szczęśliwie alkohol ani mnie ziębi, ani mnie parzy. Tak jak przez ponad 15 lat był mi niezbędny w mojej obsesji, tak teraz jest mi po prostu obojętny i czuję się prawdziwie wolny. Życzę Ci wszystkiego dobrego i pozdrawiam z całego serca.

    1. Dzięki za ten komentarz.
      To zdanie – „mogę, ale nie chcę” – oddziela przetrwanie od prawdziwej wolności.
      Bo wtedy już nie walczysz z pokusą. Po prostu wiesz, że to nie jest Twoja droga.
      Długo na to pracujemy. Czasem latami. Ale właśnie wtedy zaczyna się życie z wyboru, a nie z przymusu.
      Szacunek za to, że tam jesteś. I dzięki, że się tym podzieliłeś.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emocje Bez Nałogu