Kiedy ostatni raz uśmiechnąłeś się do siebie?

Podczas ostatniego porannego biegu przyszło mi do głowy pewne pytanie. A ponieważ nie potrafiłem na nie jednoznacznie odpowiedzieć, zadam to pytanie Tobie:

Kiedy ostatni raz spojrzałeś na siebie w lustrze i szczerze się do siebie uśmiechnąłeś? Czując swoją wartość jako człowiek – nie jako ojciec, matka, pracownik, syn czy córka. Nie jako funkcja, którą pełnisz – ale jako wartościowy mężczyzna lub wartościowa kobieta?

Jeśli odpowiedziałeś, że zrobiłeś to niedawno, to nie musisz czytać dalej. Najwyraźniej masz dobrze ustawiony wewnętrzny kompas. Dla reszty – w tym dla mnie – mam kilka myśli, którymi chcę się podzielić.

Wpojone źródła ocen

Od najmłodszych lat wpychani jesteśmy w ramy ocen i oczekiwań – jak szybko zaczynamy chodzić, jak szybko zaczynamy mówić, jakie oceny przynosimy ze szkoły, jak wydajni jesteśmy w pracy.

Szybko uczymy się, że nasza wartość opiera się na tym, jak oceniają nas inni. W naszych mózgach powstają utarte ścieżki, które wzmacniają przekonanie, że liczymy się tylko wtedy, gdy jesteśmy przydatni.

A jeśli nie mamy w życiu równowagi – ludzi, którzy cenią nas za to, kim jesteśmy, a nie za to, co dostarczamy – łatwo wpadamy w pułapkę samooceny uzależnionej od zewnętrznych ocen.

Główne źródła poczucia wartości

Nasza wartość jest często budowana na kruchych fundamentach – opiniach innych, ocenach, rolach społecznych czy sukcesach zawodowych. Problem w tym, że te źródła są zmienne, ulotne i często poza naszą kontrolą. Wartość, która opiera się wyłącznie na tym, co myślą o nas inni, jest jak dom zbudowany na piasku – chwiejna i podatna na każdy podmuch wiatru. Dlatego warto czasem zatrzymać się i zadać sobie pytanie: skąd naprawdę bierze się moja wartość?

Wartościowanie przez oceny i opinie innych

„A co powiedzą inni?” – kto z nas nie miał takiej myśli? U mnie ten mechanizm wszczepiono od dzieciństwa. Porównania do innych były codziennością, a oczekiwania rosły wraz z każdym osiągnięciem. Nawet kiedy udawało mi się coś osiągnąć, zawsze pojawiał się nowy punkt odniesienia – ktoś, kto był „lepszy”, szybszy, bardziej utalentowany. Efekt?

Moja wartość stała się zależna od tego, co myślą inni. Przez lata szukałem akceptacji – w pracy, w relacjach, w związkach. Jeśli jej nie dostawałem, mój mózg odpalał sygnał alarmowy, przypominając mi ból odrzucenia z dzieciństwa.

W takich chwilach często podejmowałem nieracjonalne decyzje – rezygnowałem z pracy, kończyłem związki, wycofywałem się z ważnych dla mnie tematów. Mój układ limbiczny podpowiadał mi, że lepiej wyjść pierwszy, niż zostać odrzuconym. To była iluzja kontroli, która tylko pogłębiała poczucie samotności.

Wartościowanie przez poświęcenie dla innych

Kolejnym mechanizmem, który długo sterował moim poczuciem wartości, było poświęcanie się dla innych. To coś, co wielu z nas zna aż za dobrze – poczucie, że wartość wynika z tego, jak bardzo jesteśmy potrzebni innym. Że nasze potrzeby są drugorzędne, że najważniejsze jest, aby służyć rodzinie, znajomym, współpracownikom.

Przez lata stawiałem siebie na końcu, zawsze gotowy do poświęceń, zawsze pierwszy do ustąpienia. Uznawałem, że tak wygląda prawdziwe człowieczeństwo. Dopiero po latach dotarło do mnie, że ta logika nie działa w dwie strony. Że moje poświęcenie jest często traktowane jak oczywistość, a nie coś, co wymaga odwzajemnienia.

Wartościowanie przez pracę

Od dziecka wmawiano mi, że nigdy nie jestem wystarczający. Że zawsze jest ktoś lepszy, kto odnosi większe sukcesy. Więc zacząłem się wspinać – po szczeblach kariery, po kolejnych wyzwaniach, które miały mi dać poczucie wartości. Pracowałem ponad siły, brałem na siebie zadania uznawane za niemożliwe. Zawsze dostępny, zawsze gotowy – z komputerem służbowym na każdych wakacjach, telefonem w ręce o każdej porze dnia i nocy.

Awansowałem, zbierałem dyplomy, uściski rąk. Byłem idealnym pracownikiem, bo ciągle chciałem udowadniać swoją wartość. Ale zapomniałem o sobie. Moje życie poza pracą praktycznie przestało istnieć.

Wartościowanie przez funkcję życiową

Często pytamy – jakim jesteś ojcem, matką, synem, córką? Jaką pełnisz funkcję? Rzadko zastanawiamy się nad tym, jakimi jesteśmy ludźmi, niezależnie od ról, które pełnimy.

Funkcje, które pełnimy w życiu – rodzica, partnera, pracownika – są ważne, ale to tylko fragment naszej tożsamości. Problem pojawia się, gdy całą swoją wartość opieramy na tym, jak dobrze spełniamy te role. Gdy dzieci dorosną, gdy związek się zakończy, gdy kariera wyhamuje – co wtedy zostaje? Czy wiemy, kim jesteśmy, kiedy te funkcje przestają nas definiować?

To jakby opierać swoje poczucie własnej wartości na fundamencie, który może w każdej chwili się rozpaść. A przecież nasza wartość powinna wynikać z tego, kim jesteśmy jako ludzie, a nie tylko z tego, jakie role pełnimy. Z naszych zasad, charakteru, pasji – z tego, co definiuje nas głębiej niż tylko etykiety, które nosimy.

Moje lustro

Przez lata żyłem z przekonaniem, że muszę „zasłużyć” na akceptację, miłość, uznanie. Że muszę być lepszy, bardziej dostępny, bardziej wytrwały. Mam w sobie ten głos, który mówi mi, że muszę być „wystarczająco dobry”, żeby ktoś chciał ze mną być. To jest to, co wywodzi się z dzieciństwa, kiedy nie czułem się wystarczająco ważny dla swoich bliskich.

Kiedyś myślałem, że muszę się starać, pracować na uznanie, zasługiwać na miłość. Teraz już wiem, że to pułapka, w którą wpadają ci, którzy nie czują się wystarczająco wartościowi. Teraz zrozumiałem, że nie chcę być w układach, które wymagają ode mnie ciągłego zasługiwania na akceptację.

Teraz już wiem, że lepsza jest samotność, która boli, ale jest prawdziwa, niż życie wśród ludzi, którzy mnie nie widzą. Samotność ma w sobie spokój i wartość. Jest jak cisza po burzy – najpierw przerażająca, ale potem oczyszczająca. To moment, kiedy przestajesz spełniać cudze oczekiwania i zaczynasz żyć własnym życiem.

Kiedy dzisiaj staję przed lustrem, widzę kogoś, kto przeszedł długą drogę – od ciągłego zasługiwania na akceptację po odkrycie własnej wartości. Czuję, że jestem wystarczający. Pierwszy raz od dawna mam odwagę spojrzeć sobie prosto w oczy. Nie potrafię się do siebie uśmiechnąć i nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek będę potrafił. Ale wolę spojrzeć na swoje odbicie w ciszy prawdy, niż uśmiechać się z pustką w sercu.

Twoja wartość

Twoja wartość nie wynika z ocen, poświęceń, funkcji czy ilości zadań. Nie da się jej kupić, wypracować ani wymusić. Wartość jest tym, co jest głęboko zaszyte w Tobie – niezależnym od tego, co myślą inni.

Nie szukaj swojej wartości w oczach innych, bo to, co tam zobaczysz, zawsze będzie przefiltrowane przez ich własne lęki, ambicje i oczekiwania. Znajdź ją sam w sobie. Bądź swoim własnym punktem odniesienia. Pisz swoją historię według własnego scenariusza, a nie odgrywaj roli w cudzym filmie.

To Ty decydujesz, kim jesteś i jaką wartość wnosisz do świata. Nie pozwól, by ktoś inny pisał Twoją definicję. Bądź prawdziwy, nawet jeśli oznacza to czasem samotność. Bo tylko wtedy zaczniesz naprawdę żyć – z głową podniesioną wysoko, bez lęku przed odrzuceniem.

Podziel się:

Więcej wpisów

Mój Truman Show. O wyjściu z życia, które nie było moje.

Oglądałem dzisiaj film Truman Show. Po raz n-ty. Ale tym razem inaczej. Bardziej świadomie. Szukałem podobieństw do mojego dawnego życia w schemacie, którego zasady pisał ktoś inny. Przez większość swojego życia Truman odgrywał scenariusz stworzony przez Cristofa, reżysera programu. Codziennie wstawał, robił swoje, nie marzył. Kiedy zaczynał myśleć o czymś

Czytaj więcej »

Nie zatracaj się dla tych, którzy na końcu Cię przekroczą

Wczoraj sprzątałem mieszkanie. W ręce wpadły mi stare dyplomy z poprzednich prac: pochwały, podziękowania, wyróżnienia. Od różnych dyrektorów, prezesów, ludzi, którzy kiedyś wydawali się ważni. Trzymałem je przez lata. Część z nich nawet wisiała na ścianie. Bo wydawało mi się, że to dowody, że jestem „kimś”. Wczoraj wyrzuciłem je wszystkie

Czytaj więcej »
Pieczęć EBN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emocje Bez Nałogu