Kiedy patrzę wstecz na swoje życie, widzę powtarzający się wzorzec – ucieczki.
Przed bólem, przed zranieniem, przed ryzykiem.
Miałem świetny mechanizm obronny: zanim coś się rozpadło – sam odchodziłem. Zanim ktoś mnie ocenił – sam się wycofywałem. Zanim coś zabolało – znikałem.
Były momenty, kiedy czułem, że nie mam już siły. Rzeczywistość wydawała się nie do zniesienia, a najłatwiejszą opcją było po prostu uciec.
Ucieczka miała różne twarze – czasem była nią kolejna szklanka alkoholu, czasem zmiana pracy, a czasem wycofanie się i unikanie trudnych sytuacji.
Czasami uciekałem w jedzenie – szybki zastrzyk dopaminy dawał chwilowe ukojenie, ale jednocześnie dokładał kolejne warstwy problemów. Innym razem ratunkiem były seriale – łatwy sposób, by zagłuszyć myśli i na kilka godzin wyłączyć emocje.
Wydawało mi się, że jeśli przestanę o czymś myśleć, to samo się rozwiąże.
Budowa schematu uciekania
Przez lata tworzyłem wokół siebie zbroję z automatycznych reakcji.
Alkohol był szybkim znieczuleniem – chwilowy spokój, pewność siebie, wrażenie, że wszystko jest pod kontrolą.
Gdy problemy narastały – zmieniałem pracę, jakby to miało zostawić za mną cały bałagan.
A gdy czułem, że coś mnie przytłacza, rzucałem się w nowe obowiązki, projekty – wszystko, byle nie stanąć twarzą w twarz z własnymi emocjami.
Tyle że to nie działało. Nigdy nie działało.
Mój mózg nauczył się, że bezpieczniej jest wyprzedzić ból: „Zakończ wcześniej – wtedy będzie mniej bolało. Przejmiesz kontrolę.”
Ale to nieprawda.
Nie bolało mniej. Bolało inaczej. Dłużej. Głębiej.
Obronne reakcje mózgu
Nasze reakcje nie biorą się znikąd – to neurobiologia.
Ucieczka od problemów, bólu, ryzyka – to nie decyzja dojrzałego ja. To atak limbicznego autopilota.
Główną rolę gra tu ciało migdałowate – nasz osobisty strażnik zagrożenia. Wspomagane przez układ współczulny, on uruchamia reakcję walki, ucieczki lub zamrożenia. W tym czasie kora przedczołowa – centrum racjonalnego myślenia – zostaje zagłuszona.
„To niebezpieczne. To boli. Uciekaj.” – to nie jest świadoma decyzja. To automatyczna reakcja unikania bólu, wykształcona przez lata .
Prawdziwa zmiana zaczyna się wtedy, gdy kora przedczołowa znów ma dostęp do decydowania, a człowiek zaczyna trenować najtrudniejszą z umiejętności: pozostawanie w niewygodzie mimo lęku.
Moja walka z ucieczkami
Dopiero kiedy odstawiłem alkohol, zaczęły do mnie docierać emocje, które latami tłumiłem. Wszystko wróciło ze zdwojoną siłą: stany depresyjne, rozdrażnienie, zagubienie. Odpychałem ludzi, by chwilę później desperacko pragnąć bliskości. Nie umiałem prosić o pomoc, ale czułem, że sam sobie nie poradzę.
W końcu pękło. Nie dało się już uciekać. Każda ucieczka zamieniała się w nową klatkę. Zrozumiałem, że jeśli nie zmierzę się z tym, co mnie naprawdę boli – zostanę w tym więzieniu na resztę życia.
To było jak powolne wychodzenie z mgły. Zamiast przewidywać porażkę – zacząłem się przyglądać, co naprawdę mnie napędzało.
– Dlaczego sięgałem po alkohol?
– Dlaczego uciekałem w pracę, zadania, jedzenie, seriale?
– Dlaczego próbowałem wycofać się z trudnych sytuacji, zanim jeszcze miały szansę się rozwinąć?
Ucieczka ma swoją cenę
Dziś wiem jedno: każda ucieczka ma koszt. Możesz unikać decyzji, tłumić emocje, udawać, że „to nic”.
Ale one i tak wrócą – tylko mocniej, tylko boleśniej.
Badania psychologiczne potwierdzają: tłumienie emocji nie sprawia, że znikają – wręcz przeciwnie. Gromadzą się w podświadomości i wracają jako lęk, depresja, czy ból ciała. To tzw. efekt odbicia – im bardziej coś wypierasz, tym mocniej to wraca.
Ucieczka daje ulgę na chwilę.
Konfrontacja daje wolność.
Moje dziś
Dziś nie chowam się już tak łatwo.
Zamiast uciekać – zostaję.
Zamiast przewidywać porażkę – sprawdzam, co mogę zrobić.
Zamiast tłumić emocje – mówię wprost: „To dla mnie ważne.”
To nie znaczy, że się nie boję. Ten strach – przed odrzuceniem, zranieniem, oceną – wciąż tam jest. Boję się tak samo.
Ale wiem już, że nie zawsze trzeba mieć kontrolę. Czasem trzeba mieć odwagę zostać, gdy wszystko w Tobie krzyczy: „Uciekaj.”
Bo właśnie wtedy… coś się zmienia.
Na dobre.
Bo największe odwagą nie jest uciec od strachu.
Największą odwagą jest zostać – nawet z drżącymi rękami – i powiedzieć: „Nie wiem, co dalej, ale jestem.”