Czy nastąpi ten przełom? – kilka słów o trzeźwości (tekst anonimowy)

Czasem dostaję wiadomości, które zostają ze mną na dłużej. Które nie potrzebują żadnego komentarza, bo są zbyt prawdziwe, by je dopowiadać.
Ten tekst napisała osoba anonimowa – ktoś, kto zmierzył się z nałogiem, samotnością i własnym cieniem.
Publikuję go za zgodą autora, bo wiem, że wielu z Was może w tych słowach odnaleźć kawałek siebie.

Jeśli chcesz podzielić się swoją historią – możesz to zrobić anonimowo, przez formularz: Podziel się swoją historią. Może właśnie Twoje słowa pomogą komuś, kto dziś myśli, że już nie warto.

👉 Poniżej publikuję pełny tekst autora:


 

Mój upadek nie miał zapachu denaturatu, ale i tak czułem się upokorzony. Nie miałem padaczki alkoholowej, czy jakichś większych objawów odstawienia, ale i tak bałem się o własne zdrowie, a nawet życie jak jasna cholera. Nie zamieszkałem na dworcu, czy w jakiejś altance, ale i tak czułem się jakbym osiągnął własne dno…

Hurraoptymizm – czyli początek trzeźwości…

To właśnie w maju 2021 zrozumiałem, że ze środowiska w którym przebywam są tylko trzy drogi: więzienie, psychiatryk lub cmentarz. I żadnej z nich nie miałem zamiaru sprawdzać. Na początku zadecydowałem, że będę trzeźwy trzy miesiące, do czasu pewnego badania. Ale gdy siedzisz tam na krześle, czekając na wynik to myląc słowa nawet modlitwy „Ojcze nasz” – przysięgasz mu, że jeśli będzie negatywny to już nigdy więcej wódki do ust nie weźmiesz. Na szczęście się udało, ale przez to „związałem się” przysięgą z Panem Bogiem. Naprawdę więc musiałaby zdarzyć się jakaś katastrofa, żebym ją zerwał, bo co o mnie nie powiedzieć, to słowny chłopak jestem…

Zresztą początki trzeźwości były całkiem fajne. Oprócz tego, że w sklepie koncentrowałeś swój wzrok na „setkach” i „dwusetkach”, że każdego kto proponował Ci alkohol najchętniej zabiłbyś pałką teleskopową, to jeszcze wtedy było mnóstwo ludzi (w tym dawnych kolegów), którzy klepali po plecach mówiąc „Ty to jesteś twardy gość!”. W życiu codziennym liczyłeś na duże zmiany – no bo jak, ja teraz „trzeźwy”, zupełnie „inny” człowiek. Nocami wysypiałeś się, a dobre odżywianie i regularne treningi pozwalały Ci jeszcze polepszyć aktualną formę. Ten optymizm jednak z każdym kolejnym dniem zaczął maleć. Ludzie już nie klepali Cię po plecach, a wręcz przeciwnie – zaczynali unikać kontaktu. No bo przecież się zmieniłeś, nie ma o czym z Tobą pogadać, pośmiać się tak jak kiedyś i w ogóle. Zmian na dobrą sprawę nie było, a ja coraz częściej zacząłem myśleć o „ucieczce” z terenów, z którymi wiązały mnie (głównie) złe wspomnienia.

Uciec, ale dokąd?…

Wyjazd miał być nie tylko szansą na poprawę życia, ale (może przede wszystkim) pewnego rodzaju „ucieczką” od przeszłości. Po pierwszym czasie „hurraoptymizmu” związanego z trzeźwością, pogłębiająca się izolacja społeczna oraz narastający marazm codzienności sprawiły, że znów myślałem o sobie, że na tych terenach mam „łatkę” człowieka „zepsutego”, jakby na czole wypisane „środowisko patologiczne”. Trudno więc było liczyć, że w tak niewielkiej społeczności człowiek ułoży sobie życie. Chciałem przez to, aby „ucieczka” była jak najdalsza, najlepiej kilkaset kilometrów stąd…

Od jakiegoś czasu interesowałem się Bieszczadami. Toteż, gdy w robocie otrzymałem pierwszy, dłuższy urlop wziąłem trochę „zaskórniaków” i wyjechałem w góry. To tutaj, w moim „oczekującym” mniemaniu miałem na nowo ułożyć sobie życie. Trafiłem na wypał węgla drzewnego, gdzie pomogłem pracującym tam chłopakom przy robocie. Wiedziałem, że tym sposobem pokażę im, że mają przed sobą (stosunkowo) młodego, silnego i pracowitego „byczka”. Już pod koniec pracy, przy ładowaniu „retort” usłyszałem, że mam zostać lub znów przyjechać. Postanowiłem „zdać” wynajmowane mieszkanie, zakończyć robotę w rodzinnych stronach i… uciec. Niestety już wkrótce okazało się, że „wypalacze” nie mieli roboty sami dla siebie. Jeszcze jedna próba ucieczki w Bieszczady też zakończyła się fiaskiem. Zrozumiałem, że nie uda się uciec od przeszłości i przypiętej „łatki”.

Przełom?…

Zniechęcony wróciłem więc na rodzinne tereny, gdzie jak ktoś (pijący) mi powiedział „nikt Cię nie lubi”. Zresztą ciężko było się dziwić, bo z chłopaka, któremu alkohol dodawał animuszu, który na „mecie” walnął ręką w stół i różne „kryminały” miały siedzieć cicho, z duszy towarzystwa, zacząłem znów „zmieniać się” z jednej strony w tego nieśmiałego chłopca sprzed lat, z drugiej pozostawałem dość agresywny, bo jako dorosły człowiek nauczyłem się mówić pewne rzeczy wprost. W narastającym zgorzknieniu i marginalizacji żyłem kolejne lata. Nie mniej, mimo niedogodności, że w sumie rzeczy nic nie ulegało poprawie, dalej trzymałem się przysięgi z Panem Bogiem i wódki do ust nie wziąłem…

Pewnego rodzaju przełom nastąpił dopiero niedawno! Co najśmieszniejsze tym przypływem mobilizacji z początku chciałem zaimponować… komuś (od dziecka miałem wypracowany dziwny schemat myślenia – oparty na niskiej samoocenie własnej i „chęci” poświęcania się dla kogoś). W pół roku dzięki temu zrobiłem DLA SIEBIE tyle samo (lub nawet więcej) niż przez ostatnie kilka lat! Nie wszystko poszło jak należy. Życie znów napisało taki scenariusz, że dalej stoję na rozdrożu – nie wiedząc, która ścieżka jest moja. Ktoś dał nadziei, pozwolił znów uwierzyć w siebie, ale z drugiej strony nie chciał zaufać. Wiem, że te przymioty na dobrą sprawę wypływają nie od tej osoby, ale z mojego „wnętrza”, ale lata marginalizacji, nieustannej krytyki i myślenia o sobie jako kimś „zepsutym” sprawiły, że gdzieś „ukryłem” głęboko tą wewnętrzną siłę. Czy uda mi się ją odkryć? Czy wreszcie nastąpi ten przełom?…

Anonim.


 

📩 Chcesz podzielić się swoją historią?

Ten tekst to jedno z tych świadectw, które zostają w głowie na długo. Jeśli coś w Tobie poruszył – napisz poniżej komentarz.

A jeśli masz własną historię, którą chcesz przekazać – możesz to zrobić anonimowo przez formularz Podziel się swoją historią.

Nie musisz być pisarzem. Nie musisz się odsłaniać ze wszystkim.

Czasem wystarczy jedno zdanie, by ktoś po drugiej stronie poczuł, że nie jest sam.

Podziel się:

Więcej wpisów

Unstoppable

Pierwszy raz usłyszałem tę piosenkę przypadkiem. Od razu mnie uderzyła. Coś w niej było – coś więcej niż tylko dobra muzyka i mocny refren. Słowa

Czytaj więcej »
Pieczęć EBN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emocje Bez Nałogu